Mowa Dharmy, wygłoszona przez roshiego Jakusho Kwonga 18.07.2012 w Świątyni Głównej Szkoły Kwan Um w Falenicy.
Roshi: Być znowu z wami jest dla mnie zaszczytem. Bon Shim Soen Sa Nim powiedziała, że ta mowa jest nie tylko moja – jest nasza. Miałem wielkie szczęście, że poznałem De Soen Sa Nima. Przyznaję, że bałem się go spotkać, bo on mawiał „Jeśli powiesz to, to cię uderzę. Jeśli powiesz coś innego, to też cię uderzę”. (Śmiech). Myślę jednak, że to czego się boimy najbardziej, właśnie nas spotyka. Nie unikniemy tego – i to właśnie prowadzi nas ku praktyce. Powtarzam mojej Sandze w Stanach, na Islandii i w Polsce, że zen to wejrzenie w swoją prawdziwą naturę. Ludzie dzisiaj używają zen do różnych celów: do psychologii, ekologii, diety, redukcji stresu, uspokajania umysłu. Wiele osób siedzi samotnie w domach. Myślą: po co mam iść do Ośrodka, skoro mogę siedzieć sam? Ale to mylenie głowy z ogonem. Istoty ludzkie błądzą, wszędzie, we wszystkich Sanghach. Jeśli siedzisz w jakimś konkretnym celu, twoje siedzenie staje się egoistyczne. Nie zobaczysz szerszego obrazu, bo twoja intencja obejmuje mały fragment. Ale nie ma wątpliwości, że w zazen ważna jest wytrwałość, bo tylko ona może w nas coś rozsupłać, poprzestawiać elektryczne druciki, zmienić nasze uwarunkowania. Naprawdę mamy szczęście, jeśli na swojej drodze spotkaliśmy praktykę.
Większość z nas siedzi trochę na własną rękę, a większość czasu z sanghą. Jednak Sanghi są małe, a ludzie nie rozumieją, co jest celem medytacji. Nawet, jeśli praktykujecie regularnie, błądzicie – jeśli to wciąż wy medytujecie. Jeśli siadacie po to, by uspokoić umysł, także błądzicie. Chisho siedział w sali medytacyjnej całą kalpę, a Budda nigdy nie przyszedł. Dlaczego? Ponieważ Budda już tu jest. Bodhidharma nic nie przyniósł. Jak mógłby przynieść coś, czego tu wcześniej nie było? Już jesteście spokojni, nawet nie medytując. Kiedy medytujecie, to tak, jak powiedział De Soen Sa Nim „Za dużo. Odłóż to”. Ale coś i wtedy będzie medytować, poza wami. Właściwie to coś nawet nie potrzebuje medytacji. (Śmiech). A wasz nauczyciel (wskazuje na Bon Shim SSN) i ja – sprzedajemy wodę nad brzegiem rzeki.
Amerykański gwiazdor filmowy, Justin Timberlake, w zeszłym roku zainteresował się ekologią. W ten sposób pomoże ludziom, a przy okazji zarobi pieniądze. Większość ludzi zatrzymuje się na powierzchni; na tym, jakimi rzeczy się wydają. Ludzie nie rozumieją, że powierzchnia kryje coś głębokiego. Podczas medytacji mamy dużo czasu, by wejść w tę przestrzeń. Co innego można robić? Siadasz i nie musisz niczego osiągać. Pewnie w życiu nie raz spotkają nas porażki, być może ból. Są dwa rodzaje bólu: taki, który może cię uszkodzić i doznasz kontuzji oraz taki, który podąży za tobą, nieważne, jak bardzo będziesz się ruszał i kręcił. Właśnie z tym bólem trzeba pracować. Zaczynamy się uczyć, jak pracować za pomocą oddechu z bólem fizycznym oraz mentalnym. Stare powiedzenie mówi, że oddech kontroluje umysł, a umysł kontroluje ciało. KyolChe wymusza pewien rytm oddechu. Oddech kontroluje umysł, a umysł kontroluje ciało. Siedzenie, potem chodzenie. Ludzie, którzy nie praktykują, oddychają 26 razy na minutę, a nowonarodzone niemowlę oddycha 1-3 razy na minutę. Podczas medytacji oddech spowalnia do 6 oddechów, a czasem już nawet nie wiemy, czy oddychamy. Coś się wyłącza. To fantastyczny proces.
Zacząłem praktykę w 1960. Miałem 25 lat. W tym czasie, w San Francisco, pewien szpital zaczynał pierwsze eksperymenty z falami mózgowymi. Zostałem poddany badaniu. Podłączyli do mnie kable i elektrody. Miałem już dzieci; byłem po całym dniu pracy, było gorąco i… natychmiast zasnąłem. Niewiele więc wyszło z badania i czułem się kiepsko. Ostatnio Dalajalama wysłał swoich najlepszych mnichów, by poddali się takiemu testowi. Badania miały udowodnić, że dzięki medytacji maleje agresja, a rośnie poczucie szczęścia, zdrowie, uprzejmość, miękkość. Nie sądzę, by dzięki tym informacjom więcej ludzi zaczęło siedzieć. Kiedy przyjeżdżam do Polski, widzę, że tak samo jak w Ameryce, na billboardach nikt nie cytuje „Sutry Serca”, a w radiu nie słychać śpiewającej Tenzin Palmo. Słychać głównie agresywną muzykę. Nawet o klasyczną dziś trudno. Pożądanie i konsumpcja nami kierują. Choć ja, po 50 latach praktyki, nie jestem dobrym przykładem. Soen Sa Nim (chodzi o De Soen Sa Nim – przyp. red.), czy mnie słyszysz? Mogę sie śmiać. Już się go nie boję.
Poszedłem kiedyś do sklepu Costco – to sklep podobny do Macro w Polsce, gdzie konsumenci mogą kupować taniej. Mają w tym sklepie wszystko. Kiedy tam wchodzę, obserwuję, jak rośnie moje pragnienie i moja potrzeba. Chcę coś kupić. Muszę coś znaleźć! Muszę coś dostać! Inni też kupują, kupują, kupują. Staram się więc wejść po coś, znaleźć tę jedną rzecz, kupić ją i zaraz wyjść.
Zwyczajny człowiek ocenia po formie, po tym, jak się dana rzecz przejawia. Mieszkam w Santa Rosa, godzinę drogi od Golden Gate Bridge. Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w Stanach, w Santa Rosa. Macie, powiedzmy, trójkę, czwórkę dzieci. Musicie jeździć do pracy do miasta. Jeśli nie ma korków, do Mostu Golden Gate jedzie się godzinę – ale trzeba do czasu przejazdu doliczyć korki w mieście. Wyobraźcie sobie, że spędzacie czas na tej autostradzie, pięć dni w tygodniu przez 20, 30, 40 lat. Jak się czujecie? Jak to na nas wpływa, na nasze rodziny? Robimy to przecież dla nich: chcemy zapewnić im jedzenie i dach nad głową. Kiedy patrzymy na otoczenie, widzimy jak wielkim kosztem jest to osiągane. Nawet sport – futbol czy koszykówka – stał się przedsięwzięciem komercyjnym. Kiedyś w sporcie było więcej tradycji czy lojalności. Teraz liczą się pieniądze. Choćby w tym roku, zanim zaczęły się rozgrywki NBA, odbyła się dyskusja między graczami, a korporacją, która ich sponsoruje. Na Islandii oglądałem finały Mistrzostw Europy: Hiszpania – Francja (chodzi o finały o Euro 2012: Hiszpania – Włochy – przyp. red.). Nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele osób w Europie ogląda futbol – chyba dwa razy więcej, niż w Ameryce. Wracając do NBA, w wielu przedsięwzięciach jest zjawisko „szklanego sufitu”; pułapu, którego nie można przebić. Można zarobić określoną sumę pieniędzy, ale więcej – nie da rady. W futbolu tego nie ma, ale w NBA tak. Ci gracze próbowali negocjować bardziej uczciwe zarobki – zależnie od wyników. W związku z negocjacjami rozgrywki się opóźniły i korporacja zażądała, aby grali więcej i częściej, nawet kosztem treningów. Odebrano im czas, w którym mogli zwolnić, zatrzymać się. Bardzo wielu koszykarzy doświadcza kontuzji. Ale niezależnie od rezultatów są wymieniani, sprzedawani, jeśli inna drużyna może więcej zapłacić. Są traktowani jak przedmioty. Znam przypadek koszykarza, który dowiedział się z telewizji, że został sprzedany. Nawet mu nie powiedzieli. To tylko jeden z obszarów naszego społeczeństwa, ale tak się dzieje praktycznie wszędzie.
To pożądanie, gniew i niewiedza. Pamiętacie pięć skandh? Ta piątka tworzy to, o czym myślicie „to ja”. Szczególnie aspekt rozróżniający. Ten aspekt tworzy dużo karmy. W medytacji skandhy zaczynają być rozdzielane. W tym czasie jesteśmy wolni. Nic się nie dzieje. Dzieci nie rozróżniają. Nie mają umysłu nazywającego wszystko i rozróżniającego. Kiedy jedziesz autobusem czy lecisz samolotem i jakiś facet na ciebie spojrzy, myślisz „On mnie pewnie nie lubi”. Ta dualność cały czas zachodzi. To mylenie głowy konia z jego ogonem. Ludzie są uwarunkowani, by postrzegać zjawiska w kategoriach „lubię/nie lubię”. W taki sposób tworzymy relacje. Kontynuując praktykę zaczynamy odnosić się do innych w takości, bez dualizmu i dopiero wtedy widzimy różnicę.
Jest taki starożytny poemat o Mandali. Mandala to TAO, Droga. Mandala zazwyczaj nic nie mówi, nie rozmawia z tobą. Ona działa. Kiedy Hiszpanie wygrali mecz, wołali „Wygraliśmy, wygraliśmy” – ale tak naprawdę wygrała Mandala. Oni tego nie rozumieją. Jeśli kontynuujesz praktykę, cały świat się otwiera. Kiedy jedziemy do Śródmieścia czy nawet na Stare Miasto, znajdziemy miejsce parkingowe. Zazwyczaj za bardzo chcemy je znaleźć. Kiedyś szukałem miejsca pod restauracją i musiałem okrążyć budynek dwa razy, innym razem trzy. Byłem zbyt przywiązany do szukania miejsca. Trzeci raz był znakiem, że trzeba jechać dalej. Świat jest naprawdę zdumiewający.
Wybraliśmy się z żoną na uroczystość Nowego Roku w Hotelu Sheraton w San Francisco. Wystrój raczej w starym stylu – witraże, świetliki na suficie. Okazało się, że było tam wielu młodych ludzi. Rozmawialiśmy z nimi stojąc w kolejce do recepcji. Było miło. Powiedzieliśmy, że wybieramy się na kolację do restauracji i jedziemy autobusem. Jeden z młodych ludzi powiedział „To niebezpieczne” (Śmiech). (W Stanach jest dużo agresji). Nie zmieniliśmy jednak zdania i zapytaliśmy recepcjonistę o przystanek. Wsiedliśmy do autobusu, prowadziła go szczęśliwa czarnoskóra kobieta. Powiedziała, że nie musimy płacić za przejazd, ponieważ jest Nowy Rok. (Śmiech). Zapytała, dokąd jedziemy i powiedziała „Ja też tam jadę”. Wysadziła nas na przeciwko restauracji – zupełnie jak taksówka. Zjedliśmy miłą kolację. Wyszliśmy z restauracji, patrzymy – a tu ta sama kobieta zatrzymała autobus i zawiozła nas do hotelu. W piwnicy były tańce. Stanęlismy z żoną pod głośnikiem, który miał dwa i pół metra. Przyszła do mnie interesująca myśl „Jak cudownie, że wszyscy ci buddowie i bodhisattwowie cieszą się i tańczą”. To była dla mnie nowa myśl, choć dla was może nie. Wsiadamy do samolotu i myślimy „Jak cudownie. Wszyscy ci bodhisattwowie i buddowie nie lubią mnie”. Ten sam piękny świat.
Pamiętacie Ryokana – słynnego, japońskiego poetę? Szedł w nocy polami i musiał skorzystać z toalety. Wszedł do czyjejś toalety i właściciel – rolnik – złapał go i zbił. W zen jeśli bijesz, to bijesz – tylko tyle. To niesamowite! ( Śmiech). Jeśli jesteś bity, a nie chcesz być bity, dopiero zostaniesz porządne lanie. Ale kiedy godzisz się być bitym, to jest OK. Jeśli jesteś chory, bądź chory. Nie marz o tym, by wyzdrowieć. Umysł zen tak właśnie działa. To nie znaczy, że nigdy nie zachorujesz czy nie będziesz mieć raka. Może będziesz – ale też będziesz wiedział, jak być z tą chorobą. Dar praktyki przynosi dar życia. Może to być piękne życie albo złe życie, ale to jest dar życia. Karma każdego z nas jest inna. Jest jednak szyta na naszą miarę, dokładnie dla nas. Niesie to, czego potrzebujemy, czy to się nam podoba, czy nie. Jeśli praktykujemy, jest trochę inaczej. Kiedy chorujemy, jesteśmy chorzy. I Już. Nie ma chęci, aby nie być chorym. Doświadczam tego i to jest fantastyczne. Czymże innym mogłaby być wolność? Tu się zatrzymam. Zapraszam was do zadawania pytań. Zrelaksujcie się. Tylko raz w roku jestem tu. Za pół godziny wyjdę i zniknę wam z oczu. Mam nadzieje, że zapamiętacie choć część z tego, co powiedziałem. Rozpoznaję niektóre twarze z zeszłego roku. (Cisza) To chyba nazywa się Wielka Cisza.
Uczennica: Jak można, z punktu widzenia japońskiego buddyzmu, pomóc ludziom, którzy umarli?
Roshi: Jak można pomóc zmarłym? Już za późno. Pytasz zapewne o konkretny przykład. Chcesz pomóc im czy sobie?
Uczennica: W koreańskiej tradycji śpiewa się specjalną Sutrę przez 49 dni. Oczywiście to pomagało także mnie.
Roshi: Teraz rozumiem twoje pytanie. To prawda, ale ta praktyka głównie pomaga tobie, bo to ty trzymasz tę osobę, to ty ją nosisz w sobie. Śpiewanie Sutr przez 49 dni to mocna praktyka. Twój umysł będzie bardzo czysty, będzie jak przestrzeń. Nie jest jednak łatwo robić to przez 49 dni.
Uczennica: Co robić kiedy pojawia się tęsknota do tej osoby?
Roshi: To trudne. Jeśli naprawdę tęsknisz do tej osoby, powinnaś zrobić coś, co ją upamiętnia. Ta osoba zmarła, nie możesz przywrócić jej życia, ale możesz coś zrobić dla niej, zrobić coś ze swoim życiem lub zrobić coś dla kogoś w imieniu tej osoby.
Uczennica: Ale pojawia się pragnienie, by jakoś spotkać tę osobę, w jakimś miejscu i czasie.
Roshi: Spotkasz tę osobę bez konieczności proszenia o to. Nie musisz szukać tego spotkania. Ta osoba umarła, ale też jest bardzo blisko ciebie.
Uczennica: Chciałabym zapytać o przywiązanie. Pracuję w zespole. Ja i koledzy wypracowujemy propozycje biznesowe. Czasem jedna jest akceptowana, a inne odpadają. Czy brak przywiązania polega na tym, żeby się tym nie przejmować? Roshi: Lepiej jest mieć jakąś informację zwrotną, zamiast tak po prostu odpuszczać. Musimy rozumieć, na czym polega przywiązanie, dlaczego jestem przywiązany. Obiektywnie – może to nie przywiązanie, ale wiem, że mój pomysł jest lepszy? W zespole można argumentować, z jakich powodów dana propozycja jest lepsza. Nasze Zendo mieści się w starej stodole. Kiedyś mieszkały tam zwierzęta. Hrabstwo nie zgodziło się, by używali tego budynku ludzie, ponieważ nie spełnia architektonicznych wymogów. Jestem do tego Zendo przywiązany, ale zastanawiałem się, czy nie odpuścić tego przywiązania. Wtedy mój przyjaciel, architekt, po obejrzeniu budynku powiedział „Nigdy nie burzcie tego Zendo, ponieważ to żywa istota”. Moje przywiązanie było słuszne! (Śmiech). Roshi Suzuki miał ukochaną filiżankę. Kiedyś Pani Mitsu Suzuki ją upuściła. Ona także kochała tę filiżankę. Pozbierała skorupki, przyłożyła do policzka i… wyrzuciła do śmieci. Nie chodzi o to, że mamy być wyprani ze wszystkiego. Czystość i nie-przywiązywanie powinny zawierać wszystko. „Nie to” zawiera wszystko. Nic nie jest czarno-białe. Uczennica: Co to znaczy, że forma jest pustką, a pustka jest formą? Roshi: Aha! (Śmiech) Właściwie to wciąż jest dualność. To nie wszystko, co zawiera Sutra Serca. Jest jeszcze jeden krok. Nawet nie dam ci wyjaśnienia. Uczennica: Proszę. Powiedz mi coś. Roshi: (Milczenie) OK. Po pierwsze „-ka” w słowie „pustka”, oznacza, że jest ona wypełniona świadomością. Niebo nie rozpoznaje nieba. Ale pustka, o której mówimy, wypełniona jest świadomością. To twoje urzeczywistnienie pozwala rozpoznać, że forma jest pustką, a esencją formy i wszystkich zjawisk jest pustka. I odwrotnie. Pustka jest formą. Forma jest pustką. Po wielu latach studiowania i praktyki dojdziesz, że forma jest formą, a pustka jest pustką. I wtedy widzisz „tak jak jest” albo tak jak DSSN mówił ”tylko tak” – forma jest formą, pustka jest pustką. Nie ma więcej dualności.
Uczennica: Czyli jeśli mówisz, że forma jest formą, to mówisz zarazem, że pustka jest pustką?
Roshi: Tak. I to jest widzenie „tak jak jest”. To jest takie, jakie jest. Tak widzimy rzeczy. Forma jest formą. Nie widzimy, że forma jest pustką. W sanskryckim słowie „shunyata” sylaba „-ta” oznacza „wypełnione świadomością”. Znalazłem to w Dzogczen. W zen tego się nie wyjaśnia, ale to dobre wyjaśnienie. […]
Uczeń: Mówiłeś Roshi o komercjalizacji wszystkiego dookoła, że otacza nas coraz więcej pożądań, wszystkim rządzą korporacje, a ludzie zatracają swoją naturalność. I że tak jest we wszystkich sferach życia. Stąd pytanie: jaki będzie finał tego wszystkiego? Czy ta tendencja się w końcu odwróci?
Roshi: To się nigdy nie skończy. Dlatego praktykujemy. Te komórki, smartfony – to nie ma końca. W tym roku będzie coś nowego. Nie masz wystarczająco dużo pieniędzy, żeby to wszystko kupić, bo to kosztuje – a idea, która się za tym kryje, to sprawić, żebyś jednak kupił. Przekonują cię, że „to jest lepsze od tamtego”. Ale to, co naprawdę ważne, to mieć Sanghę i praktykę.
Uczeń: Ale jaki będzie finał tego wszystkiego? Roshi: Masz na myśli cywilizację? Wiesz, co Mahatma Gandhi mówił o cywilizacji? Mawiał: wszystko jest OK. A Roshi Suzuki mawiał „można by nieco poprawić”. Nie pamiętam wszystkich siedmiu rzeczy, o których mówił Gandhi, ale powtarzał „zamożność bez pracy jest zła”, „nauka bez humanizmu jest zła”, „polityka bez zasad jest zła”. Systemy ekonomiczne powinny zawierać etykę. Do żadnej z tych zasad nie przywiązuje się jednak wagi. Politycy nie mają zasad. Obecny kryzys jest nie tyle kryzysem ekonomicznym, co kryzysem pożądania i okłamywania ludzi. To przestępstwo, choć niektórzy, odpowiedzialni za ten stan rzeczy, wyszli z tego obronną ręką. My płacimy za ich błąd. To nie zmierza w dobrym kierunku. Ale może sprawi, że ludzie zaczną zaglądać do wnętrza, w siebie? Żadna z obiecanych nam rzeczy nie jest realizowana. Gandhi mądrze mawiał. Ale jakiś jego uczeń opowiedział mi też, że kiedyś Gandhi prawie wyrzucił swoją żonę ze wspólnoty, ponieważ miała inny pogląd na to, jak ma wyglądać ubikacja.
Bon Shim SSN: Nikt nie jest doskonały. (Śmiech)
Uczennica: Czasem w codziennym życiu świadomość zen idzie za mną, po prostu jestem świadoma. A czasem mam wrażenie, że jest jej za dużo, zawsze jest ze mną.
Roshi: A teraz jest z tobą? To nie jest rzeczywiste. Pamiętasz Bodhidharmę i innych mistrzów zen? „Jak mogę uspokoić swój umysł? Proszę uspokój go za mnie”. Eko, na przykład, bardzo pragnął spokoju umysłu. Wtedy nie było samochodów, a mnisi nosili ze sobą małe paczki – nie wodoodporne plecaki North Face. Z tyłu chowali pieniądze; gdyby umarli po drodze, służyłyby pokryciu kosztów pogrzebu. Eko dotarł do jaskini Bodhidharmy. Wtedy nie było schodów, które są tam teraz, więc wspiął się, wszedł i zapytał „Jak uspokoić umysł?”. Bodhidharma odpowiedział „Przynieś mi go”. Eko odszedł, by szukać swojego umysłu, naprawdę go szukał. Odbył ogromną podróż poza życiem i śmiercią, by go znaleźć. Wrócił do Bodhidharmy i powiedział „Nie umiem go znaleźć. „Teraz twój umysł jest spokojny” – odpowiedział Bodhidharma.
Uczeń: Moje pytanie dotyczy wiary. Nauczyciele mówią o Wielkiej Wierze, Wielkiej Odwadze i Wielkim Pytaniu. Bon Shim SSN powiedziała ostatnio, że stuprocentowa wiara w siebie to oświecenie. Inni nauczyciele mówią, że kierunkiem jest wiara w życie takie, jakie jest. Jak uwierzyć, że w porządku są trudne wydarzenia, np. strata dziecka? Gdzie szukać tej wiary?
Roshi: Wiara to słowo. W moim przypadku słowo to uczynił żywym trening siedzącej medytacji. Ale dużo czasu minęło, zanim ta wiara urosła. W pewnym sensie na tę wiarę trzeba zapracować. „Sutra Lotosu” mówi, że pierwszy wgląd to wejście przez wiarę. Drugi to mocne siedzenie, mocna podstawa. Trzeci to dobra szata, a czwarty – odpowiednie pomieszczenie. Może zrobimy razem ćwiczenie Eko Hensho Dogena? To krok wstecz, skierowanie swego promienia do środka, na źródło umysłu. To bardzo wyjątkowe ćwiczenie. Wszyscy wciąż zwracamy się na zewnątrz, teraz zwrócimy się do środka. Powinniśmy znać miejsce, z którego pochodzą myśli. To miejsce, w którym wszystko się rozpuszcza. Usiądźcie wygodnie. Zrobimy medytację prowadzoną. Wcześniej myślałem, że to nie jest medytacja zen, ale nawet Chinul ją robił. To była praktyka Guanyin na trudne czasy. Teraz są trudne czasy. Usiądźcie wygodnie. Zamknijcie oczy. Nie musicie składać dłoni w mudrze. Cofamy się. Skieruj świadomość do środka, do źródła. Ja zrobię to z tobą (Roshi zwraca się do ucznia, który zadał pytanie), ale wy wszyscy pracujcie z tym, co wam się pojawia. Nazywaj wszystko, co pojawia się w twoim umyśle albo mów, że się nic nie pojawia. To nie jest test. Wszystko, co powiesz, będzie OK. Wiecie co robić? Ponieważ możecie to ująć w słowa, ja mogę was poprowadzić. Rozumiesz? (Roshi zwraca się do ucznia, z którym będzie pracował).
Uczeń: Pojawił się lęk.
Roshi: Przed tym lękiem, jest jakaś myśl. Przeanalizujmy, co to jest za myśl.
Uczeń: Moja dziewczyna poroni.
Roshi: To myśl. A co jest przed myślą, poza nią? Jest tam coś? Uczeń: Wiatr.
Roshi: Co jest przed wiatrem? Uczeń: Oddech.
Roshi: Co jest przed oddechem?
Uczeń: Ptak śpiewa.
Roshi: Jaka jest myśl przed „ptak śpiewa”?
Uczeń: Nie wiem.
Roshi: To bardzo ważne: nie wiem. Intelekt osiągnął swój koniec. Zbadajmy tę przestrzeń. Czy ona jest jasna, ciemna, spokojna, cicha? Jaka ona jest?
Uczeń: Cicha, spokojna.
Roshi: Powiem coś o tej przestrzeni, choć tak naprawdę nie da się o niej mówić. To jest natura buddy. Wejście poprzez wiarę. I to jest to, co doceniam u De Soen Sa Nima – Nie Wiem. To bardzo pozytywne stwierdzenie – ta przestrzeń, gdzie intelekt nie może iść dalej. Wejście przez wiarę jest pierwsze. Następne jest wejście przez widzenie – widzisz, że wszystkie zjawiska są puste. Potem jest szata, czyli dyscyplina, wytrwałość, oddanie, przygotowanie. Ostatnie jest pomieszczenie: twoje współczucie, buddyjskie współczucie dla świata. Ciekawe, prawda?
Bon Shim SSN: Tak.
Roshi: Ludzie zarabiają grube pieniądze, ucząc tego, ale to nie zen.
Uczennica: W miejscu, gdzie mieszkam, jest wiele osób które piją. Jak mogę im pomóc? Trudno pomagać takim ludziom.
Roshi: By pomagać ludziom, musisz znać swoją siłę. Oni mogą być mocniejsi od ciebie. Są ludzie, którym możesz pomóc i są ludzie, którym pomóc nie możesz, bo cię zniszczą. Byłem zaskoczony, gdy Dogen (Dogen był kimś takim jak Chinul dla koreańskiego buddyzmu) mówił o pewnych ludziach, że jeśli są źli, to są źli. Czyniąc zło rozkwitają i nie można ich nakłonić, by działali dobrze. Takim ludziom nie można pomóc. Nie martw się tym. Odpuść sobie. Nie staraj się zbawić innych, zbaw siebie. Jesteś odważna. Ja bym uciekł. (Śmiech).
Uczennica: Czy nie można im towarzyszyć?
Roshi: Ale to towarzyszenie komuś pijanemu, a nie po prostu osobie. Kiedyś próbowałem to robić, ale to strata czasu. Alkoholicy mogą być dobrymi, wrażliwymi ludźmi, ale są uzależnieni. Ostatnie pytanie.
Uczennica: Mówiłeś wcześniej, że ważne, by praktykować z sanghą. Co jednak zrobić z dziećmi, jeśli się jest samotną matką? Roshi: Ja mam czterech chłopców. Ile lat mają twoje dzieci?
Uczennica: Mam syna pięcioletniego.
Roshi: Kiedy mój najmłodszy syn, Demian, był jeszcze w kołysce, a moja żona chciała siedzieć, mówiliśmy mu o tym, chociaż nic nie rozumiał. Zasypiał, a my szliśmy do Zendo. To był nasz sposób. (Śmiech). Mamy pracę, mamy dzieci, żyjemy w XXI w. Otaczają nas pijacy i ludzie robiący złe rzeczy. Musimy znać swoje miejsce i własne ograniczenia. Wystarczy, jeśli niesiesz jedną kłodę. Może inni poniosą i trzy, ale jeśli ty radzisz sobie tylko z jedną, a weźmiesz trzy, to one cię złamią. Medytacja pokazuje ci, jaką masz pojemność, ile możesz. Nie wiadomo, co wydarzy się w sytuacji twojej dziewczyny. Pewna piękna chińska historia opowiada o koniu. Mieszkał w wiosce i był piękny, wszyscy go kochali. Biegał i zwichnął nogę. Wszyscy w wiosce go żałowali. Zaraz potem wybuchła wojna i wszystkie konie zostały zabrane przez wojsko, z wyjątkiem tego ze zwichnięta nogą. De Soen Sa Nim mawiał: czasem dobre rzeczy zamieniają się w złe, a złe w dobre. Praktykujący zen wie, że to nie jest ani, dobre ani złe. I nawet nie chodzi o przekraczanie czegoś, ale o wejście w to. Przekraczanie zakłada dualność, a przecież nie ma dualności. Wejście oznacza bycie w środku tego, co zdrowe i nie zdrowe, dobre i złe. Wszystko jest święte. Piękna Dharma.
Bon Shim SSN: Dziękujemy Roshi za przybycie do nas.
Tłumaczenie na żywo: Mikołaj Uji Markiewicz
Opracowanie: Małgosia Sieradzka (z uwzględnieniem sugestii Anny Gibas)
Redakcja: Agata Domańska