Mowa wygłoszona przez pisarkę Natalie Goldberg dnia 2 maja 2018 roku w Ośrodku Zen Upaya, znajdującym się w Santa Fe (stan Nowy Meksyk). Natalie Goldberg jest autorką 14 książek. Jej książka „Writing Down the Bones” (1986) została przetłumaczona na 14 języków oraz sprzedała się w liczbie ponad miliona kopii. Praktykuje zen od ponad 40 lat oraz prowadzi warsztaty, podczas których uczy pisania jako praktyki. Mieszka w północnej części Nowego Meksyku.
Prawdziwy sekret pisania. Część I.
Witajcie. Właśnie wróciłam z miesięcznego pobytu w Brooklynie. Urodziłam się tam, ale nie odwiedzałam tego miejsca przez ostatnie 50 lat. Nigdy nie przyszło mi to do głowy. W Nowym Jorku byłam wiele razy, ale nigdy nie wróciłam na Brooklyn. Jestem w trakcie pracy nad książką o Japonii. Pisząc ją bez odwoływania się do własnych korzeni, nie czułam się wystarczająco wiarygodna. Dlatego pojechałam na Brooklyn i spędziłam tam ponad miesiąc, pracując nad książką. Oczywiście napisanie książki nie zajmuje tylko miesiąca, ale zakorzenienie się w miejscu, z którego pochodziłam, było dobrym uczuciem. Żydówka z Brooklynu studiująca japoński zen – ale to nie wszystko, bo stworzyłam też podstawy praktyki pisania. Choć tak naprawdę ja ich nie stworzyłam, zrozumiałam je tylko i zebrałam. To dziwne. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie wygłaszałam mowy na temat praktyki pisania, której poświęciłam całe swoje życie i dzięki której zrozumiałam zen na głębokim poziomie.
Przez 12 lat praktykowałam z japońskim mistrzem zen – roshim Katagirim. Żyłam 6 przecznic od zendo. Przychodziłam i praktykowałam dużo. Bardzo dużo – wydaje mi się, że to było jedyne, co robiłam. Pewnego dnia roshi powiedział do mnie: „Natalie, dlaczego ty tutaj przychodzisz?”. Wyobrażacie sobie? Myślałam, że następne zdanie to będzie: „Jesteś beznadziejna!”. Ale on powiedział: „Dlaczego pisanie nie stanie się twoją praktyką?”. Kiedy japoński zen po raz pierwszy przybył do Ameryki, byliśmy fanatykami. Masz praktykować ostro i kropka. Dlatego mnie to [zdanie roshiego – przyp. tłum.] zszokowało i zajęło mi wiele lat, żeby je zrozumieć. Klika lat później zapytałam go, a rzeczywiście pisałam – wtedy chyba nawet napisałam „Writing Down the Bones”: „Dlaczego kazałeś mi uczynić pisanie moją praktyką?”. Czasami wyobrażamy sobie, że naszą praktyką będzie coś głębokiego i porażającego, ale to, co takie jest, znajduje się tuż przed naszym nosem, czego nie zauważamy, jak np. powrót na Brooklyn. Przez 50 lat nie przyszło mi do głowy, żeby tam pojechać. Zatem zapytałam go: „Dlaczego powiedziałeś, żebym uczyniła z pisania swoją praktykę?”. A on powiedział: „Bo lubisz pisać!”. I to była prawda, że kochałam zen głęboko, ale moją pasją była literatura i pisanie. To, z czego zdałam sobie sprawę, to to, że nie wszyscy możemy być kapłanami zen. Wszyscy się tam nie zmieścimy. Lubię myśleć o kapłanach zen, że zen jest ich pasją. I kiedy praktykują zen, i kiedy dedykują swoje życie zen, to znaczy, że usadowili swoje „ja” na „Ja”1 – to jest takie wyrażenie zen. Jednak dla mnie poświęcenie się praktyce i zostawienie pisania odłogiem byłoby niewłaściwe. Przez długi czas jednak miotałam się pomiędzy pisaniem a praktyką zen, pomimo tego, że roshi Katagiri powiedział, żebym praktykowała, pisząc. Często pytałam go: „Co powinnam zrobić? Czy jestem adeptką zen czy pisarką?”. A on mówił: „Jeszcze tego nie wiesz, ale pewnego dnia będziesz musiała dokonać wyboru”. Mylił się. Po 45 latach pisania i praktyki zen twoje ramiona po prostu stają się szersze i obejmują oba. W książce z 2012 roku, „The True Secret of Writing”, ogłosiłam praktykę pisania pełnoprawną praktyką zen. Od 20 lat razem z moimi uczniami siedzimy, chodzimy, piszemy. Przez 12 lat intensywnie praktykowałam zen, doświadczając mojego małpiego umysłu non stop. Myślę, że bałam się być obecna. Za każdym razem kiedy mi się udawało, moje serce biło mocniej, bo to było zbyt przerażające, więc znów się wyłączałam – myślałam o czymś innym, stawałam się podirytowana albo zezłoszczona. To bycie obecną było zbyt straszne. To, co przydarza się moim uczniom oraz mi podczas praktyki pisania, która następuje po siedzeniu i chodzeniu (za chwilę opowiem wam o niej więcej – polega na nieprzerwanym pisaniu), to wylanie się małpiego umysłu. Wreszcie udaje ci się go oczyścić. I potem, kiedy siadasz, to jest przejrzyście. Moje najgłębsze siedzenia były połączone z praktyką pisania. Kolejna rzecz to czytanie na głos. Każdy czyta na głos to, co napisał, ale nikt nie komentuje. Możesz też odmówić. Kiedy słuchacie swoich tekstów, nie oceniacie, czy to jest dobre, czy złe, po prostu słuchacie. Jedno z naszych cierpień podczas siedzenia to: „Jestem lepszy od innych” lub „Jestem gorszy od innych. Wszyscy inni są świetnymi osobami, tylko nie ja. Wszyscy siedzą, są obecni, nikt nie myśli o M&M’sach. Nikt nie jest tak szurnięty jak ja”. Kiedy słuchasz tekstów innych osób, to zdajesz sobie sprawę, że każdy jest szurnięty i każdy jest rzucany w różne kierunki przez małpi umysł. Możesz się rozluźnić. Nie jesteś inny. Jesteś w porządku. Potem rozbrzmiewa gong i znów siadamy. Oczywiście zaczynają się pojawiać nowe rzeczy, bo nasze umysły są bardzo obfite. Jednak zazwyczaj to, co „wypisałeś”, już nie wraca. Jest przejrzyście. Chyba, że masz obsesję, której nie da się pozbyć. Można z nią jednak pracować w taki fizyczny sposób – kiedy jest ci zbyt trudno siedzieć i wracać do oddechu. Być może pisanie zadziałało na mnie, ponieważ stanowiło takie osadzenie „ja” w „Ja”. Czy podążacie za mną jak na razie? To dobrze.
Będę mówiła o tym, czym jest praktyka pisania i jak się ją wykonuje. Potrzebujesz długopisu i kartki papieru, najlepiej szybko piszącego długopisu, ponieważ twój umysł jest dużo szybszy niż twoja ręka, więc nie chcesz go jeszcze bardziej spowalniać. Ktoś zapewne powie: „Ale ja uwielbiam pisać ołówkiem”. To pisz ołówkiem. Niektórzy piszą na komputerze. Uważajcie, ponieważ wykonujecie inną fizyczną aktywność, dlatego ujawnia się nieco inna część twojego umysłu. Żadna z nich nie jest ani dobra, ani zła. Ważne jest jednak, żeby wiedzieć o nich obu. Mówię swoim uczniom, że pewnego dnia może się tak zdarzyć, że nie będzie ich stać na prąd do komputera, więc nigdy nie powinni znajdować wymówek, żeby nie pisać długopisem. Długopis i kartka papieru są fundamentalne! Jedyna rzecz, która jest jeszcze bardziej fundamentalna, to siedzenie, bo do tego nie potrzeba ci żadnego oprzyrządowania. Zrobiono ostatnio takie badanie, które dowiodło, że uczenie się kaligrafii rozwija część twojego charakteru. Zatem nie jest dobre to, co obecnie dzieje się w szkołach podstawowych, że uczniowie przeskakują tę część nauki. Dzięki pisaniu ręcznemu rozwijasz pewne części swojego umysłu i charakteru, dlatego niech to zawsze będzie twój plan awaryjny.
Siedząc w zazen lub w medytacji, mamy pewną strukturę, która jest bardzo ważna. Dzięki silnej strukturze nie jesteś miotana. Kiedy zaczynasz siedzenie, to wkraczasz do swojego umysłu. Twój umysł błądzi, a ty wracasz do oddechu – to jest bardzo silna struktura i ona jest w stanie utrzymać wszystko. Kiedyś siedziałam z ogromem seksualności, falami wściekłości i złości, miłości i nienawiści. Normalnie nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić, ale dzięki tej strukturze siedzisz z tym, co przechodzi przez ciebie, i wytrzymujesz to, choć miejmy nadzieję, że raczej pracujesz z tym. Masz tę strukturę, żeby nie wybiec z sali z krzykiem lub nie uderzyć osoby obok. Musisz po prostu siedzieć. Ani w praktyce pisania, ani w zen nie chodzi jednak o to, żeby siedzieć przez cały dzień – siedzisz naprzemiennie z innymi aktywnościami, bo to jest prawie jak zanurzanie się w gotującej się wodzie, w gorącym ukropie twojego umysłu. Uczysz się siedzieć z tym. Praktyka pisania polega na tym, że cokolwiek przez ciebie przechodzi, nie zatrzymujesz ręki. Czy to jest dobre, czy złe, po prostu ruszasz ręką. Zazwyczaj żyjemy w myśleniu dyskursywnym, na powierzchni – w „drugich” i „trzecich” myślach. „Nie znoszę tego” – to jest pierwsza myśl, która przychodzi z głębokiego miejsca, a potem „To nie jest ładne” i „To cudowne. Chciałabym to mieć! Dziękuję”. Czasem uprzejmość nie jest zła, ale nie pomaga w pisaniu, ani w docieraniu do prawdziwego życia rzeczy. W zen także. Mamy to dyskursywne myślenie, „drugie” i „trzecie” myśli. Nie zatrzymujesz ręki i je zapisujesz, jeżeli do ciebie przychodzą. Kontynuujesz pisanie i jeśli nie będziesz mógł nic zmieniać, zatrzymywać się ani wykreślać, to wydarzy się to, co zazwyczaj wydarza się przy wstrząśnięciu octu i oleju – ocet opada na dno, a olej pozostaje przejrzysty. Twoje pisanie staje się przejrzyste, ponieważ dajesz ujście temu małpiemu umysłowi. Znacie ten małpi umysł? Jestem gotowa, by pisać, a małpi umysł mówi: „Za kogo ty się uważasz?”. Odkryłam, że małpi umysł mieszka tutaj. Możesz go nazwać cenzorem lub krytykiem. „Za kogo ty się uważasz? Nie potrafisz pisać”. I ja się nie zatrzymuję – piszę. To nie zadziałało, więc przechodzi do kolejnej sztuczki: „Wiesz, że teraz jest wyprzedaż tuńczyka. Nie masz pieniędzy i potrzebujesz tuńczyka”. Ty piszesz dalej, małpi umysł próbuje dalej, a ty piszesz dalej. Aż w końcu ten umysł ucichnie i to, co naprawdę chcesz powiedzieć, pojawia się – to nie jest różne od medytacji. Zaczynasz siedzieć. „To jest najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek robiłaś. Nieruchome siedzenie? Daj spokój Natalie!”. Rozumiecie to? Małpi umysł podąża za nami wszędzie i daje nam możliwość, żeby się o nim czegoś nauczyć. I możecie myśleć: „Ach, gdybym tylko miała doskonałych, wspierających nauczycieli i naprawdę miłych rodziców, to nie borykałabym się z tym całym krytycyzmem”, lecz to nie jest prawda. To jest część działania umysłu. Całe społeczeństwo mówi ci, żebyś się zamknął, a ty w tym samym czasie chcesz spotkać swoje prawdziwe „ja” i wyjść mu naprzeciw. Dlatego nie zatrzymujesz ręki i, co najważniejsze, nie wykreślasz nic, bo to stwarza możliwość małpiemu umysłowi, by dojść do głosu. Nie myśl. Po prostu powiedz to, co chcesz powiedzieć. Możesz zacząć od napisania najgorszego badziewia w całym Santa Fe, potem twoje pisanie zacznie się poszerzać. Uderzaj w swoje najczulsze
miejsca. Kiedy piszesz, zaczyna pojawiać się wiele dróg, więc którą wybierzesz? Idź tam, gdzie jest najstraszniej, bo właśnie tam znajduje się energia. Pisz dalej. Być może będziesz płakać, a może będziesz się śmiać. Ale pisz dalej przez cały czas.
Czy macie jakieś pytania?
Pytanie: Ile to jest „cały czas”?
Odpowiedź: Na początku to jest 10 minut. Potem ten czas się wydłuża. W takiej początkującej grupie „Siedź, chodź, pisz” to pewnie byłoby 3 razy po 10 minut z rzędu, ale teraz, ze starszymi uczniami, to jest znacznie dłuższy czas. Wy niedługo będziecie mogli pisać dłużej.
Zaczęłam medytację, kiedy byłam hipiską, i medytowałam sama. To było cudowne, ale w ośrodku zen, do którego dołączyłam, medytuje się zazwyczaj z innymi ludźmi, we wspólnocie. Częściowo dlatego, że to jest japońska tradycja, a dla Japończyków to wspólnota oraz wspólne robienie rzeczy jest bardzo ważne, nie indywidualność. Ale jest też inny powód – jeśli obok mnie ktoś siedzi, to ja też muszę siedzieć od jednego uderzenia dzwonu do kolejnego. Oni też siedzą, więc nie mogę tak po prostu wstać i wyjść. Trudniej to zrobić. Na pewno znacie wiele osób, które biegają. Często ci biegacze znajdują sobie partnerów do biegania, żeby mieli z kim trenować. To pomaga im w ich uczciwości. Bo kiedy jesteś sama, to po 3 minutach pisania możesz zacząć marzyć na jawie albo już ci się nie chce więcej tego robić, albo twój małpi umysł tak bardzo przybiera na sile, że chcesz to rzucić. Ale gdy piszesz z innymi ludźmi – nawet w kawiarni z przyjacielem, musisz kontynuować, ponieważ on też to robi. To wspaniałe mieć z kim pisać. Praktyka wzmacnia twój kręgosłup. To kolejny sposób, by studiować swój umysł i wzmacniać kręgosłup.
Pytanie: Czy wyrzucasz to, co napisałaś?
Odpowiedź: Nie. Piszesz w notesie. Nie wyrzucasz niczego, ponieważ miesiąc później, czytając te notatki, możesz badać swój umysł. Ja mogłam studiować to, jak bardzo byłam nudna i że nie przestawałam narzekać. Kiedy zauważyłam, jak nudne jest to narzekanie, za każdym kolejnym razem robiłam myślnik i pisałam: „To, co naprawdę chcę powiedzieć, to…” – i schodziłam na głębszy poziom i kontynuowałam. Czy to ma sens? Ilu z was przyniosło kartkę i
długopis? Przynieśliście? To dobrze! Myślałam, że opowiem wam o wszystkich tajnikach praktyki pisania, ale nie czuję się wiarygodna, jeśli tego po prostu nie doświadczymy. Jedna z rzeczy, których się nauczyłam, to ta, że musisz to zrobić, musisz tego posmakować. Mamy czas na przynajmniej jedną 10-minutową sesję. Gotowi? To nie jest wyścig, więc nie starajcie się pisać najszybciej jak potraficie, tylko rzeczywiście piszcie. I trzymajcie swój ołówek lub długopis luźno, żebyście nie czuli bólu lub ucisku. Nie martwcie się gramatyką, ortografią, interpunkcją. Nie musicie ograniczać się do żadnych marginesów – to jest wasza własna kartka. Gotowi? To będzie proste. „Myślę o…” i za każdym razem, gdy utkniecie, zacznijcie kolejne zdanie od: „Myślę o…” i nie przestawajcie pisać.
Trwa 10-minutowa sesja.
Zaczynasz mieć relację z małpim umysłem i nie pozwalasz mu sobą miotać. Małpi umysł pojawia się nie tylko w pisaniu. Niestety wierzymy mu cały czas i podążamy za nim, jak gdyby był bogiem. Bezustannie komentuje, a my podążamy za nim jak za bogiem. W „Wild Mind” piszę: spójrz w niebo, wejdź na drabinę i zrób małą kropkę na niebie. Właśnie tak to działa – zwracamy uwagę tylko na tę kropkę, którą komentuje małpi umysł, ale istnieje przecież jeszcze całe niebo. Jest jeszcze tyle ciebie! My jesteśmy w tym dyskursywnym myśleniu, a praktyka pisania pozwala nam zejść głębiej. To sposób, by spotkać siebie. Poproszę was o dwie rzeczy. Nie mogę zrobić warsztatu tutaj, ale poproszę, żebyście przeczytali komuś to, co napisaliście, bez komentowania. Jeśli nie chcecie robić tego z kimś tutaj, to zróbcie to z kimś innym, ale oni mogą się denerwować i próbować komentować. Powiedzcie im: „Nie chcę, żebyś komentował. Czy mógłbyś po prostu posłuchać?”. Ktoś mnie oczywiście zapyta: „Natalie, czy mogę iść do domu i po prostu przeczytać to na głos do ściany?”. Nie. Jest w drugiej osobie słuchającej coś, co przywodzi nas do krawędzi. Jeśli możecie, powiedzcie swojemu przyjacielowi: „Po prostu słuchaj”. Najlepiej będzie, jeśli zrobicie to z kimś tutaj, bo będą wiedzieć, co mają robić. Możecie to też zrobić później. Zostawię wam też jeszcze ćwiczenie do zrobienia w ciągu tygodnia, o którym sądzę, że jest wspaniałe, i kiedy je wymyśliłam, byłam bardzo podekscytowana. Przyszło wprost z „Sutry Serca”. Gotowi? „To o czym nie myślę to….”. To takie nasze plecy. Będziemy kończyć, bo już czas. Może jedna odważna dusza chciałaby podzielić się swoim ćwiczeniem i przeczytać je na głos? A my słuchamy, nie ma „dobre”, „złe”. Im bardziej pozwolisz sobie słuchać kogoś bez komentowania, tym bardziej pozwolisz sobie pisać bez cenzurowania siebie.
(Odczyt jednej ze słuchaczek wykładu – z powodu słabej jakości nagrania nie przetłumaczyłam tego fragmentu – kom. tłum.)
To jest praktyka pisania. Pomimo tego, że piszę książki, podstawą dla mnie jest praktyka pisania. Nie korzystam z żadnej innej praktyki, kiedy piszę książki. W przyszłym tygodniu będzie tutaj moja książka, która na rynku pojawi się 5 czerwca, i będziecie mogli ją wcześniej dostać. Będę was też prowadzić dalej. To jest bardzo ograniczona wersja, ale cudowna. Taka wydestylowana. Dziękuję.
Tłumaczenie: Małgosia Sieradzka-Imhoff
Redakcja: Magdalena Kotyza, Krzysztof Jaroń