Księga Rinzai
Mowa zamieszczona w Mountain Wind (numer styczeń-marzec 2006)
Dzień dobry. Chciałbym dziś rano znów zająć się Księgą Rinzai, którą przysłał mi roszi Shimano. Tu, na początku tłumacz ma do powiedzenia coś dobrego. Przeczytam jeden, dwa akapity. „Oto zapis słów Lin-chi, podstawowego tekstu kanonu Chan, w przekładzie roshiego Shmiano. Roshi podejmuje wyzwanie, jakie stanowi to tłumaczenie, by zachodniemu czytelnikowi przybliżyć Lin-chi, wielkiego chińskiego mistrza Chan, a Lin-chi przybliżyć zachodniego czytelnika. Lin-chi to dosłownie Rinzai. Rinzai to Lin-chi po japońsku, ale to niekoniecznie jest Lin-chi. Podobnie „Chan” dosłownie oznacza „Zen”, ale „Zen” to japońska wersja „Chan” i niekoniecznie „Chan”.
To, czy nasza szkoła nazywa się Chan, Rinzai czy Soto, naprawdę nie ma znaczenia. Rinzai nie założył szkoły – po prostu uczył w sposób, w jaki uczył. A wiele pokoleń później nazwano to „Szkołą Rinzai”. Nie chodziło mu o stworzenie szkoły. Myślę, że to były tak trudne czasy, pełne prześladowań religijnych. Rinzai znalazł się w otoczeniu wojskowym, a jego świątynia przyjęła rolę świątyni wznoszącej się nad rzeką, jakby pilnowała miejsca, w którym spotykają się te trzy strumienie, w środkowowschodnich Chinach, fortecy w strategicznym punkcie. Przeczytam fragment zatytułowany „Nauczanie zgromadzonych”.
Jednym ze słów, które roshi Shimano przywołuje, jest słowo „Buji” – Bu znaczy nie, Ji znaczy wszystko: ty, ja, drzewa, nawet słowo Zen jest „nie-Zen”, nie Budda, nie ty, nie ja, nie zendo. Widzimy wszystko, ale jakie jest znaczenie „buji”?
W skrócie, zaprzeczenie to w świecie Wschodu pełna afirmacja. Ponieważ nasze uwarunkowanie odnosi się do wszystkiego – nasza odpowiedź na pytanie, co to jest drzewo, jest bardzo szybka; już nadaliśmy kształt temu, co to jest drzewo. Ale w Zen to nie jest drzewo, dopóki ty sam nie staniesz się drzewem. Wtedy widzisz drzewo. I drzewo jest tobą. To zupełnie inaczej. Niedawno wygłosiłem mowę w czasie warsztatu dla pracowników Kaiser Permanente [nie nastawiona na dochód instytucja świadcząca usługi medyczne – M.Cz.] w Healdsburgu, po której ktoś z zarządu podszedł do mnie i powiedział: „Wiesz, świat, w którym żyjesz, jest zupełnie inny od świata, z którego my pochodzimy”. Odpowiedziałem po prostu: „Tak, oczywiście – ale to dlatego, że wasze uwarunkowanie jest tak inne”. Lecz prawdziwy świat nie różni się od świata twojej codzienności. To ten sam świat. To świat względny i absolut. Pewnie myślisz sobie: „Ty żyjesz w świecie absolutnym. Czemu nie zjedziesz w dolinę?” Dolina to także absolut. Względne i absolutne – to to samo. Tam właśnie znajdujemy absolut – we względnym. Więc Buji w tym tłumaczeniu – „Zachowałem parę japońskich słów w transkrypcji łacińskiej, jako że nie ma sposobu, by przełożyć je na angielski. Wyjaśnienie większość z nich znaleźć więc można w przypisach. Do tej kategorii należą na przykład zazen, osho, ino, shika, buji. I odkryłem, że nie ma w angielskim słowa, które precyzyjnie oddawałoby znaczenie „buji”. Kiedy buji pojawia się po raz pierwszy, przełożyłem je na tak jak jest”. Bardzo prosto, ale bardzo bezpośrednio. Tak jak jest jest urzeczywistnieniem rzeczywistości. Tak jak jest. Takie proste.
„Mimo to potem zawsze tłumaczyłem „buji” jako „nic-do-zrobienia”, być wolnym od wymyślania, być „już zrobionym” – dobre, prawda? Kiedy coś pieczesz, to jest to „już zrobione”. Dopełnione. „Umieściłem łacińskie transkrypcje japońskiego w nawiasie. W tym zbiorze nauk Rinzaia słowo „buji” pojawia się ponad 20 razy”. Buji jest więc ważnym słowem. I mam nadzieję, że stanie się naszym intymnym słowem. Nie po prostu słowem, ale naszym doświadczeniem. I mam nadzieję, że pobudzi waszą ciekawość. Co to jest buji? Czy ja mam buji?
Barbara M.: Po francusku to znaczy świeca.
No, właśnie. Widzicie? Francuz słyszy „buji” i słyszy „świeca”. Takie jest nasze uwarunkowanie. „To w oczywisty sposób jest główny temat jego nauk. Bu znaczy nie, czy też przeczenie. Ji jest materią, zdarzeniem, działaniem, zjawiskiem, sprawą lub rzeczą”. Buji oznacza dosłownie zaprzeczenie wszelkiego ji. Wszystko jest w zaprzeczeniu. Wszystko, co tu widzicie, cały ten świat i życie, nawet ciemny świat jest zaprzeczeniem. Co to więc znaczy, gdy wszystko jest zaprzeczone? Życie to „ji”. Starzenie się to „ji”. Choroba to „ji”. Umieranie to „ji”. Tak naprawdę od rana do nocy jesteśmy w samym centrum ji. „Zwykliśmy myśleć, że dzięki rozmaitym praktykom” – możesz na przykład stwierdzić, że praktyka medytacji to ji – „możemy osiągnąć punkt, w którym znika iluzja. Jeśli tylko będę praktykował, osiągnę punkt, w którym złudzenia, którym ulegam, znikną. Taki pogląd to całkowite oszustwo, zwodzenie siebie”. Musimy naprawdę spróbować to zrozumieć. „Jak przez praktykę można zmienić rzeczywistość? Rzeczywistość po prostu jest. Jak możemy ją zmienić przez praktykę”. Ale możesz też spytać, skoro z „buji” wynika nicnierobienie, to czemu musimy praktykować? Czy nicnierobienie, w zwykłym, biernym sensie tego wyrażenia, nie wystarczy? A równocześnie czyż samo nasze istnienie nie jest jednym z ji? I czyż samo nasze istnienie nie jest źródłem wszelkich problemów i ciepień? Czy możemy zaprzeczyć czy przekroczyć własne ograniczone istnienie? Kiedy w pełni urzeczywistniamy prawdziwą naturę wszechświata, to, co wydaje się ji, okazuje się niczym innym niż „buji”. Nie ma nic do zrobienia – niezależnie od tego, jak bardzo próbujesz. Z odrobinę innej perspektywy najbliższy angielski termin na „buji” to teraz, tak jak jest”.
To słowo „teraz” jest bardzo dobre. Jest powiedzenie Zen „właśnie teraz, właśnie tutaj”. No, ale to mi za dobrze nie brzmiało, więc zmieniłem na „właśnie tutaj, właśnie teraz”. Jednak właściwie to jest całkowita pomyłka, bo właśnie teraz (uderza w stół) jest właśnie teraz. I wtedy jesteśmy, gdzie jesteśmy – właśnie tu. Ale właśnie tutaj jest ledwie tak krótkie. Właśnie teraz. I cali jesteśmy tu. I to jest buji, i to jest takie, jakie jest, i to jest całkowite. Całkowita ulga, całkowite uwolnienie, całkowite przyjmowanie, całkowicie przyjmować właśnie tę chwilę, bez czczego kontynuowania czegokolwiek. Nie rozglądając się za niczym, nie szukając niczego, nic, co można by zyskać. Opróżniony z twojego uwarunkowania. Wolny. Lepiej niż dobry, nocny sen.
„Buji” oznacza być jednym z takością. Buji to tylko opis, kolejna nazwa na takość, a takość jest wielkim skarbem, który w sobie masz, czy o tym wiesz, czy nie. „Takość, nieuwarunkowana natura „niech-tak-będzie” – niech tak będzie i wszystko zrobione. Co za ulga. Na zakupy mogę jechać jutro, nie muszę dziś (śmiech). Więc roshi Shimano wytyka typowe nastawienie do Zen Rinzai: „W dzisiejszych czasach uczniowie Zen są skłonni wierzyć, że Zen Rinzai to Zen koanów. Jednak pod wpływem lektury tej książki dostrzeżesz, że Mistrz Rinzai nigdy nie powiedział, że musisz przejść taki a taki koan albo że musisz siedzieć z całych sił”. Rinzai nigdy czegoś takiego nie powiedział. Zobaczcie, ile się zmieniło. „Zamiast tego bez ustanku zmuszał nas do prawdziwego wglądu i zaufania potrzebnych, by dostrzec jedynego, który świeci”. Ten ktoś to ty. Ten ty, jedyny, który świeci. To na tym mu zależy. Pozwólcie więc, że wrócę do tak jak jest.
W tradycji wadżrajany umysł Buddy nazywany jest „rigpa”. Usłyszysz, jak różni ludzie z różnych szkół mówią „Wadżrajana jest najlepsza”, Mahajana zwykła określać Therawadę „hinajaną” czyli „mniejszym pojazdem” – świat arhatów i ludzi samourzeczywistnionych to „mniejszy pojazd” – ludzie się specjalnie nie zmieniają, czyż nie? A o Mahajanie mówi się „wielki pojazd”, prawda? I w ten sposób Wadżrajana była „najwyższym pojazdem”. Ludzie będą ci mówić jak wielka jest ich tradycja. Ciekawe. Katolicy też tak powiedzą! (śmiech) Uwierzycie, że kiedyś odwiedzaliśmy klasztor benedyktyński, w którym nie widziano buddysty od 500, może 800 lat. Wchodzimy. Jesteśmy w refektarzu i nikt się do nas słowem nie odzywa. Po prostu dalej jedzą. Kłaniamy się im, a oni dalej – nawet nie patrzą. Byliśmy z koreańskim mistrzem Zen Soen Sa Nimem i myślę, że on był zły. Możecie sobie wyobrazić – jesteście w jakimś miejscu od 800 lat i ktoś z innej tradycji przychodzi w odwiedziny – kłaniacie się, podajecie sobie ręce czy coś podobnego, prawda? Nic. Byliśmy gośćmi, ale potraktowano nas jak duchy. Niewidzialni. Widziałem, że ten mnich tam siedzi i je, ale on nawet nie spojrzał. Był bardzo stary. Z benedyktyńskiego klasztoru się nie wychodzi – żyjesz tam i umierasz. Nawet nie spojrzał. Ja sam się nie złościłem. Miałem duże nadzieje na jakieś ekumeniczne wydarzenie, ale przytrafiło się takie doświadczenie. Soen Sa Nim prowadził naszą grupę, więc czuł się odpowiedzialny za nas wszystkich.
Każda tradycja twierdzi, że to ona jest najlepsza. I może tak powinno być. Ale za tym, że mówisz, że jesteś najlepszy, musi być jakaś mięsistość. I to „najlepszy” powinno obejmować ciebie. A nie wyłączać cię.
A więc tu jest „rigpa”. Umysł Buddy. A umysł Buddy to twój umysł. Nie Buddy historycznego. Ten nie żyje. Rozmawiamy o umyśle Buddy w tobie. „Rigpa to niepodzielna, pusta wiedza. Chwila, w której przekonujemy się, że tak jest i na bieżąco to widzimy, zwana jest niepodzielnym, pustym poznaniem, przesyconym tym, że się wie. Puste znaczy tu pierwotnie nieukształtowane, nie wynikające z żadnej przyczyny czy uwarunkowania. Pozbawione już jakiejkolwiek trwałej substancji. Poznanie oznacza, że gdy jest się pustym, spontanicznie obecna jest zdolność, by wiedzieć”. Czasem żywimy ideę doskonałości – chcemy być bez przerwy spontanicznie obecni. To jest doskonałość! Ale to duży błąd. Bo, jak mówią, kiedy coś wygrywasz, to coś przegrywasz, tak? Czyż to nie ulga? Bo tak właśnie jest. Czy chcesz stworzyć dla siebie więcej cierpienia? (śmiech) Myślę, że dopiero kiedy robisz to na okrągło, tracisz połowę czasu albo może większość czasu (śmiech), to łapiesz, o co chodzi!
„Niepodzielone oznacza, że te dwa aspekty, puste i poznanie, pierwotnie nieukształtowana pustka i spontanicznie obecne poznanie są nierozdzielne”. Są zawsze razem. Nie musimy o tym za dużo myśleć – występują razem. „Zawsze stanowiły nierozdzielną jedność. Tak się rodzimy. I to właśnie o tym mówią wszystkie nauki wszystkich Buddów. Jest takie tybetańskie powiedzenie dotyczące kowalstwa: „Gdy machasz młotkiem, musisz trafiać w czerwony punkt”. Jeśli uderzysz gdziekolwiek indziej, nie uda ci się nadać żelazu kształtu. A przecież o to chodzi w kowalstwie, tak? (śmiech)
„Tak samo w naukach całej Buddadharmy może istnieć niewiarygodna ilość szczegółów. Jednak ostatecznie wiążą się one z jednym – niepodzielnym, pustym poznaniem, przesiąkniętym tym, że się wie. Zrozum, proszę, że pusta istota to Dharmakaja. Natura poznającego to Sambhogakaja”. Oto ten, który urzeczywistnia. Oto Trikaja. Pusta istota, Dharmakaja – to twoja prawdziwa natura, twoja prawdziwa natura Buddy, o której naprawdę nie jesteśmy w stanie mówić. Bo coś musi ją urzeczywistnić. W Zen mówi się „nie możesz tego osiągnąć”, ale ktoś musi to osiągnąć. Ktoś musi to urzeczywistnić. Gdyby to nie było osiągnięte czy urzeczywistnione, już dawno by umarło. To więc jest Sambhogakaja – ta część nas, która urzeczywistnia tę istotę. A niepodzielna jedność Dharmakaji i Sabhogakaji to Nirmanakaja. Uosobienie. I nie tylko uosobienie – możesz powiedzieć „Ji”. Cała reszta to także Nirmanakaja. „Trudno przyjąć, że ’Urzeczywistnienie tego, gdy rozpoznaje się własną istotę, nie stanowi wyniku koncentracji czy medytacji’ – to po co medytuję, prawda? Taka jest tego prawda. Wynik nie pochodzi z koncentracji czy medytacji. Więc gdy odpuszczasz Zen lub ideę medytacji czy koncentracji, wszystkie te słowa w rodzaju samadhi, nirwana, buji – kiedy to wszystko odpuszczasz, to właśnie jest tak jak jest.
„Kiedy odpuszczasz, nie musisz jednoczyć – w tym miejscu nie ma nic do zrobienia, wykonania czy stworzenia. To kluczowy punkt wszelkich nauk buddyzmu”.
tłumaczył – Michał Czernuszczyk
redakcji dokonał – Jerzy Kuun Dmuchowski